piątek, 21 lutego 2014

Chapter 12

No czyli nie mogę liczyć nawet na 6 komentarzy? No trudno, mimo wszystko rozdział jest, bo robię to z pasjii. Piszę, bo lubię. :)) No więc... kolejny pościk specjalnie dla Was z dedykacją dla osób, które skomentowały poprzedni post :))



~~
 





**Tamten wieczór zapamiętam do końca życia. Przy Harry'm czułam się jak księżniczka. Robił wszystko, aby było mi dobrze. Wiedział, że się krepuję, więc dodawał mi otuchy. Jako że to był mój pierwszy raz, pokierował mną i był cierpliwy. Nie myślał tylko o sobie, ale również dawał. Dawał i odbierał, bo aby mnie uspokoić zaczął po cichu śpiewać 'I want' i przy każdym "Blow a kiss, take it back" udawał, że daje i odbiera mi całusa. Za dużo, stanowczo za dużo gadał, co mnie bardzo rozpraszało, jakoś dezorientowało i nieco krępowało. Jest taki pokręcony, ale to podkreśla jego urok. Kiedy pytał się mnie czy na pewno jestem gotowa, co robił chyba ze trzy razy, patrzyliśmy głęboko w swoje oczy. W jego zielonych tęczówkach widziałam cały mój świat. Widziałam tę miłość i troskę, potrzebę bycia blisko i potrzebę bycia kochanym... Jest między nami silna więź.**

*Następnego dnia*

W niezrównanym tępie ubrałam się i zeszłam do sali, kiedy zorientowałam się, że zostawiłam w niej swoją torebkę. Myślałam, że nikogo tam nie będzie - w końcu jest 7 rano. Wszyscy powinni jeszcze spać po wczorajszej ostrej libacji lub co najmniej leczyć kaca. Po całej sali jednak krzątał się zrozpaczony, skacowany Niall. Jego blond włosy sterczały na wszystkie strony. Ledwo dopięte spodnie wyglądały jakby miały zaraz ześlizgnąć się z jego idealnych bioder. O niechlujnie założoną koszulkę zaczepiła się jakaś długa nić. Boziu Nialler, jak ty wyglądasz... A przecież dzisiaj koncert. Ciekawe jak reszta. Jednak impreza w środku tygodnia nie była takim dobrym pomysłem jak wydawało się panu Malik'owi.

- Niall, coś się stało? - zagadałam nie pewnym głosem.

- Ja... ja... Moja git-tara.

- Co z nią?

- Nie mogę jej nigdzie znaleźć! Jestem pewien, że zostawiłem ją tutaj - wskazał trzęsącym się palcem na pusty futerał w rogu.

- Spokojnie, to tylko gitara, która na pewno gdzieś, hm... - rozejrzałam się po sali - ...no gdzieś tu jest, na pewno.

- O niee! - pierwszy raz widziałam go w takim stanie - Kto?! ... Jak?! ... Kiedy?! Moja kochana! Z.a.b.i.j.ę.- wywarczał przez zaciśnięte zęby. - Zabiję jak tylko dorwę. - Z kosza na śmieci wyciągnął porozbijaną, lakierowaną jasnobrązową gitarę z czarnymi wzorkami na bokach. Struny powywijane były na różne strony. Złapał ją mocno i przycisnął do torsu jakby była najważniejszą rzeczą w jego życiu. - To pamiątka. - Wymruczał w  końcu cicho przez łzy. - Nie powinienem był jej tutaj przywozić. - Ze spuszczoną głową i instrumentem pod pachą ruszył w stronę wyjścia. Biedny Niall, widać, że była dla niego bardzo ważna. Chwilę jeszcze pokręciłam się skanując wzrokiem pomieszczenie, zanim w rogu dostrzegłam jasnofioletową torebkę na srebrnym łańcuszku. Chwyciłam ją i czym prędzej udałam się do pokoju, gdzie czekał na mnie ubrany już Harry.

- Wcześnie wstałeś.

- Śniłaś mi się.

- Oojć, to musiał być koszmar, skoro się przebudziłeś.

- Nie prawda. Tęskniłem, nie było Cię obok. - Ujęłam jego twarz w dłonie i delikatnie ucałowałam. - Kocham Cię. - Szepnęłam prosto w jego pełne usta.

- Tylko ty. Niczego więcej mi nie trzeba.

*Oczami Harry'ego"

Obudził mnie telefon, który głośno i uporczywie wibrował pod moją poduszką. Od niechcenia zacząłem szukać urządzenia. Wreszcie po omacku natrafiłem na brzęczydło. C.h.o.l.e.r.n.e. brzęczydło. Uniosłem się do pozycji siedzącej i looknąłem na ekran. 3 połączenia nieodebrane i jedna wiadomość, którą od razu otworzyłem, kiedy zobaczyłem nadawcę. To Paul:


No pięknie, o co chodzi tym razem?  Już miałem nacisnąć zieloną słuchawkę wybierania, kiedy usłyszałem na korytarzu jakieś hałasy. Drzwi obok trzasnęły co oznaczało, że to Niall wrócił do swojego pokoju. Szybko wstałem i ubrałem czyste ciuchy. Ale zaraz.... Gdzie się podziała Emily? Spędziliśmy cudowną noc, chyba nie zamierza mnie tak teraz zostawić? Coś nie tak? Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.

- Wcześnie wstałeś. - Uff, a ja głupi dałem się nabrać...

...

*Oczami Zayn'a*

Moja księżniczka jeszcze spała i to tak smacznie, że nie miałem zamiaru jej budzić. Pogrążona w śnie wyglądała tak słodko i niewinnie. Cała Pezz. Zszedłem więc sam na dół po coś do jedzenia. Kiedy wkroczyłem do sali, natychmiast ruszyłem w stronę kuchni znajdującej się za drzwiami. Na stole ujrzałem pizzę. Pizzę? Serio jedliśmy wczoraj pizzę? Nic nie pamiętam. Obok leżała popielniczka pełna petów, a w rogu walały się butelki. O tak, gruby melanż. Było co świętować, ale dzisiaj wracamy do pracy. Zrobiłem szybko dwa koktajle z kupionych wczoraj truskawek i bananów, trzy kanapki z pomidorem a w zęby chwyciłem zimny kotlet i ruszyłem na górę. Perrie już nie spała. Przeciągała się mrucząc przy tym słodko. Słońce wkradało się przez szparkę w zaciągniętych jeszcze zasłonach i padało wprost na drzwi tak, że kiedy je otworzyłem stałem w strumieniach jego światła.

- Jestem panno Malik. - Uśmiechnąłem się zawadiacko, a ta pokiwała palcem:

- Nie tak szybko, to dopiero zaręczyny. - i uśmiechnęła się do mnie.

- Dla Ciebie zaręczyny, ale dla mnie początek nowego rozdziału i koniec życia w cieniu strachu, że Cię stracę. Teraz już mniej się o to boję.

- Strachu? Skarbie, przecież ty się niczego nie boisz. - Naburmuszyła dziobek, w który szybko ją cmoknąłem.

- Kocham Cię. - Wypowiedziałem jej w usta i zafundowałem kolejnego tym razem bardziej soczystego całusa i podałem śniadanie.

- Jesteśmy sobie przeznaczeni. - Zaciągnęła się powietrzem, zamrugała dwa razy i zerknęła na kanapki. - Hmmm, dobry pomidor nie jest zły. - I wsunęła wszystkie kanapki. Nawet moją!

- Ee, tak... Masz szczęście, że jesteś taka słodka. - Zaśmiała się z pełną buzią niczym wiewiórka zbierająca zapasy na zimę. Szybko dałem susa pod cieplutką kołdrę. Nie zamierzałem tak szybko wstawać. No bo raany - jest po siódmej. Za nami gruby melo, a przed nami 3-godzinny koncert. Niestety - jak się okazało, Paul miał dla nas nieco inne plany...

***

- To?... T-to? To... jest boisko? A może... łąka...? Ej no, co to do cholery jest?!

- Zayn, nie rób problemów. Damy radę. Dobrze widziałeś, że tamta arena nie nadaje się już do niczego.

- Tak, właśnie - damy radę. Jesteśmy tu dla naszych fanów. Czy to ważne czy śpiewasz na prawdziwej scenie czy na... na tym czymś? - wskazał na ogrodzone, niegdyś boisko do piłki nożnej a teraz może raczej jest jakaś polanka? Coś w ten deseń.

- Nie chłopcy! Nie chodzi o to! Mieliśmy mieć ranek i południe wolne? Mieliśmy. A tymczasem z łóżka zrywa mnie i moją narzeczoną Hazz, do którego dzwonił zdezorientowany i egoistyczny nie potrafiący sobie sam z niczym poradzić kurwa mać Paul i oświadcza nam, że śpiewamy ni mniej ni więcej znanym nam miejscu. Wyciąga nas z hotelu i na kacu każe oglądać to coś. To coś! - Zdenerwowany Malik nawijał jak opętany, aż w końcu spokojniejszym rozżalonym tonem dodał: - Chciałem ten dzień spędzić z Perrie. Ten wyjątkowy dzień... - I znowu wybuchł: - A gdzie wgl do j.a.s.n.e.j.c.h.o.l.e.r.y. jest Paul?!! - Wszystkich nas zatkało. On rzeczywiście był zły, kipiał wściekłością. W sumie to miał rację, ale nie musiał tak gwałtownie reagować. No i cała ta sytuacja nie wyglądała znowu aż tak źle. Po prostu Paul zadzwonił rano, że wystąpiły jakieś problemy. Po złożeniu sceny okazało się, że podest jest nadpęknięty. Próbowali to naprawić, ale  tylko pogorszyli sprawę. A że koncertu nie mogli, a bynajmniej nie chcieli odwoływać, (no bo wyobraźcie sobie te smutne miny fanek) to wraz z prezydentem miasta postanowili przystosować do występu tutejsze boisko do piłki nożnej, które bądź co bądź już dawno nie było używane, ale po ogarnięciu nawierzchni i skoszeniu trawy nie było najgorsze. Chłopcy sie wściekli, bo miało być trochę czasu wolnego, a tym czasem wyszło nieco inaczej i tak oto na kacu musieli latać po prażącym słońcu...
C.D.N. :))








~~ Lots of love <3

 

niedziela, 9 lutego 2014

Chapter 11


Mam dla Was rozdział 11. :))
  


*Następnego dnia*

Obudziłam się o 8.3o. Harry smacznie spał, więc tylko musnęłam jego usta - zamruczał. Jest taki słodki. Chłopcy jeszcze spali. Zayn ścisnął się na jednym łóżku z Pezz. Weszłam do 'salonu' i ujrzałam przyczynę ich błogiego nie zaburzonego niczym snu - nieźle wczoraj zabalowali. Nic nie słyszałam, no ale... wszędzie walały się butelki, chipsy rozdeptane na podłodze, a kanapa zalana. No właśnie... Czym zalana? Czy to ketchup? O Boshhh. Co za bałaganiarze. Zaparzyłam dwie kawy - dla siebie i Niall'a, który właśnie wstał i bez słowa zabrałam się za sprzątanie. Próbowałam jakoś ogarnąć ten syf, a blondyn przyglądał mi się. O co mu chodzi?

- Niall, czy coś nie tak? Uważaj, bo zaraz oczopląsu dostaniesz.

- Nie żartuj. Pomóc Ci?

- I ty się jeszcze pytasz? - rzuciłam w niego wzrokiem śmierci.


*Oczami Nialla*

O zgrozo. Ona tak serio? Strasznie boli mnie głowa, to super, że zajęła się sprzątaniem, ale ja chyba odpadam. Ale nie, nie mogę jej tak zostawić...

- No okey, to co mam zrobić.

- Zetrzyj ten sos z kanapy. - szybko rzuciłem okiem na mebel. I mnie zamurowało. Czym ja niby mam wyczyścić to coś. Będzie plama. Plama jak nic. Pfhee...


*Oczami Emily*

Patrzył na mnie jak przygłup, jakby nie dowierzał.

- Nialler, to tylko ketchup. Potrzebujesz wilgotnej szmatki i trochę płynu.

- Dobra, dobra... Żartowałem, umiem sprzątać - parsknął, wyciągnął to co potrzebne ze schowka i zaczął czyścić.
Szklane butelki brzęcząc głośno w siatce obudziły Louis'a i Perrie, zaraz po nich wstał Liam. Poszłam więc zobaczyć co z     Harrym - nie było go. Dziwne, bo wiem, że nie wychodził, ale zaraz... okna to ja nie otwierałam.

- Bu! - Zaskoczył mnie od tyłu. Już miałam rzucić w niego mokrą szmatką, kiedy spostrzegłam, że w ręce trzyma czerwoną różę.

- To mój dowód miłości. - Uśmiechnął się.

- A to mój. - Pocałowałam go namiętnie. - Dzisiejsza noc jest nasza. To znaczy Zayn'a i Perrie, ale kto wie? Może i my skorzystamy?

- No ja myślę, słońce. - Zamrugał dwa razy i klepnął mnie w tyłek, a ja zachichotałam.

Po południu spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i rozgościliśmy się w pokojach hotelowych.Rano przyjechały dziewczyny z Little Mix - Jesy, Leigh-Anne i Jade - i wzięły przyszłą narzeczoną Malika na miasto, aby niczego nie domyśliła się zbyt wcześnie. I wiecie co? To rzeczywiście jest mały mix. Dziewczyny się różnią, każda z nich jest inna, mimo to idealnie się dopełniają. Są wesołe, pełne optymizmu i mają gust co do ubrań. Powinny mnie trochę podszkolić, hi hi. No niby nie jest ze mną aż tak źle, ale przecież zawsze może być  lepiej. Moda nie jest moją mocną stroną, ale kocham się w Air-max'ach i Vans'ach. Mam ich w szafie po kilka par. Ale wracając - Zayn przywitał gości, którzy się zjechali i zaprowadził ich do uprzednio przydzielonych pokoi, a ja w tym czasie przygotowałam miejsce zaręczyn. Czuję, że będzie wspaniale. Odebrałam ciasta i położyłam na szklanych paterach. Przystroiłam stoły bratkami, a w wazony powkładałam tulipany i resztę zamówionych kwiatów. Lekkie błękitne firanki powiewały w dużych oknach. Uroku dodawały temu miejscu kryształowe żyrandole. Byłam zachwycona i mam nadzieję, że Edwards też się spodoba.

- O wow! - Wydukał Zayn. Chyba doznał szoku.

- Podoba Ci się?

- Bardzo, jesteś niesamowita.

- Nie przesadzaj - Malik pokiwał głową z niedowierzaniem - Zain, chciałam Ci podziękować, że mnie w to zaangażowałeś. Na chwilę zapomniałam o wszystkich tych rzeczach... tych gorszych. Cieszę się ,że mogłam być przydatna. - Uśmiechnął się pokrzepiająco.

- Nie dziękuj, a co do Nadii... wszystko będzie dobrze, uwierz. - Zamknął nas w uścisku.

- No co to jest? Za chwilę zamierzasz się oświadczyć pewnej kobiecie a dobierasz się do mojej ślicznotki. Co.to.ma.być?! - Wparował dowcipny pan Styles.

- Jesteś zazdrosny? - Podniosłam wzrok na loczka.

- Niee, ależ skądże znowu... A tak swoją drogą Zayn, dziewczyny są w pokoju i pytają o Ciebie.

- Mój skarb, już lecę.

- Jestem Twoim skarbem? No wiesz? Miło mi, ale jestem zajęty. - Jego mina szczeniaczka przebiła wszystko. -  Nie tak swobodnie z tymi uczuciami, panie Malik.
Jednocześnie wybuchliśmy głośnym śmiechem.
Stałam teraz na środku sali, a uścisk mojego chłopaka zacieśniał się na mojej talii. Czuję, że nie tylko wieczór będzie cudowny, ale noc również...
Wsadziłam kluczyk w zamek i poszliśmy się przygotować. Jade kupiła dla Perrie przepiękną chabrową sukienkę, a Zayn wcisnął jej, że wybierają się na jakiś ważny bankiet. Dziewczyna wszystko połknęła, niczym rybka i nie wiedziała, że zjechała się rodzina i przyjaciele. Wszystko miało zacząć się o 17.oo Zgromadziliśmy wszystkich w sali, ''para wieczoru'' miała wejść jako ostatnia. Poprawiałam firankę, kiedy dostałam sms-a:





Nagle drzwi się otworzyły.
Wyglądali wspaniale, cudnie, pięknie i mogłabym tak słodzić jeszcze długo i długo, gdyż byli parą wręcz idealną.

- Ale kotku, co tu się dzieje? Mama? Tato? Czy to ten bankiet? Co oni wszyscy tutaj robią? - Była wyraźnie zdezorientowana. Stała niczym 'sierotka Marysia' wiercąc nerwowo nogą dziurę w podłodze.
Zayn poprowadził ja na środek, na którym leżał płatki róż i klęknął przed nią. Perrie zaniosła się płaczem, wiedziała już co się za chwilę wydarzy. Wzruszyłam się, kiedy w jej stronę zostało wyciągnięte czerwone pudełeczko w kształcie serca.

- Tak, kochanie, tak. - Oboje klęczeli teraz na podłodze co chwilę szepcząc sobie coś do ucha. Później Malik zaśpiewał dla Pezz romantyczną piosenkę.



Wszyscy byli oszołomieni.
Wszyscy szczęśliwi, wszyscy zachwyceni, tylko Harry jakoś... jakiś inny... Przytulał się cały czas kurczowo do moich pleców. Ciągle zachowywał się tak jakby... nie chciał mnie stracić?

- Wszystko w  porządku?

- Co? Yy, tak tak. A co, dlaczego pytasz? - Westchnął głęboko - Wzruszające, prawda?

- Taak, bardzo. - Uśmiechnęłam się i ucałowałam go w kącik ust.

- Moja Pysia, daj dzióbka.

- Zaraz, skąd wiesz, że tak nazywają mnie w Polsce? - Rozbawienie malowało się na jego twarzy.

- Serio tak Cię nazywają? Nie wiedziałem. Od nazwiska. Podoba mi się. - Pocałowaliśmy się jeszcze raz i zaczęliśmy kołysać w rytm muzyki.

Zabawa trwała do około 22.oo, to znaczy na pewno dłużej dla niektórych, ale wraz z moim ukochanym zwinęliśmy się o tej godzinie do pokoju. Perrie kilka razy dziękowała mi za przygotowanie przyjęcia. Jest taka kochana.

- Ta dam ! - Harry wyciągnął rękę zza pleców, w której trzymał butelkę z dobrze znana mi etykietką.

- Skąd masz szampana - ucieszyłam się.

- Zrabowałem. Są tak wstawieni, że i tak nie zauważą.

- No racja, a ja jeszcze nic nie piłam, więc z chęcią łyknę kieliszek... czy dwa.

- Ja też nie piłem.

- Harry? - Przewróciłam oczami. - Przecież dobrze Cię znam.

- Nie wierzysz mi? Foch!! - Zrobił naburmuszoną minę. Chcąc być jak najbardziej poważny ściągnął usta i uniósł głowę, co było mega śmieszne.

- No nie foszkaj się na mnie. - Wpiłam się łapczywie w jego usta. Odwzajemnił mój pocałunek na co mimowolnie się uśmiechnęłam.



- Podobały Ci się zaręczyny? - O co mu chodzi z tym pytaniem.

- Oczywiście, że tak. Przecież wiesz. To było niezwykle romantyczne. - Zostawiał na mojej szyi kolejne mokre pocałunki. 'Ale to jest bardziej romantyczne' pomyślałam, kiedy zaczął całować mnie wzdłuż linii szczęki aż doszedł do ust, które delikatnie musnął. Ścisnął moje pośladki i przybliżył nasze ciała do siebie. Tak, że teraz czułam każdy jego oddech, każde uderzenie jego serca. Pociągnęłam jego loki na co zamruczał mi do ucha. Wiem, że to lubi, lubi jak ktoś bawi się jego włosami.

- Kocham Cię. - Wymruczał nie odrywając swoich ust od moich po czym się uśmiechnął.

- Wiesz, że nigdy wcześniej tego nie robiłam?

- Ćsssi. Spokojnie skarbie, będę delikatny. Zaufaj mi. - Po tych słowach oddałam mu się cała. Byłam pewna, że tego chcę. Kochałam go i miałam do niego zaufanie.



Mogę prosić o 6 komentarzy?  <33

~~ Lots of love

poniedziałek, 3 lutego 2014

Helo elo - trzy dwa zero !

Kochani, 

P.R.Z.E.P.R.A.S.Z.A.M. Za to, że nie dodałam rozdziału, ale nie miałam internetu przez cały tydzień :/ Wiecie jak to jest bez netu? Strasznieee.  Ale już mam i informuję Was, iż nowy post dodam jutro (tj. niedziela) i będzie dłuższy - postaram się :))

oraz

D.Z.I.Ę.K.U.J.Ę. Za:
  
* Tyle komentarzy, których się nie spodziewałam - na prawdę :) Jest mi tak straasznie miło, kocham Was. Jesteście dla mnie bardzo ważni. :)) <3

* Przekroczenie 1ooo wyświetleń. Pewnego dnia wchodzę, a tu co? A tu to:
  



~~ Lots of love x

niedziela, 2 lutego 2014

Chapter 1o


 Czeeść :D :D Jak tam po urodzinkach Hazzy? Świętowaliście? Nasz ostatni nastolatek... Hu hu - to już prawdziwi mężczyźni... no może tylko wiekiem, bo charakterem na pewno nie xD Są niezwykle zakręceni, ale... pozytywnie ;p Więc, jeszcze raz wszystkiego najlepszego Harry ! A teraz zostawiam Was z nowym rozdziałkiem.

P.S. - Widzicie ile wyświetleń? Zbliżamy sie do okrągłego tysiaczka, za co baardzo Wam dziękuję <3

~~ Lots of love ~~


 ***

- Ruuszaamyy ! - Krzyknął Zayn.

- Emily, kupiłem Ci pare gazet, żebyś mogła poczytać różne nowości. Są na półce za Tobą. -

- Dziękuję Niall, nie pomyślałabym nawet. Przydadzą się.

- A widzieliście jaki dobry humor ma dzisiaj nasz Zayn? - Zaśmiał się Louis.

- No raczej, nie inaczej - zawtórował mu Liam.

- No właśnie Malik, skąd ten zaciesz? - Dociekał Niall.

- Na dzisiejszy koncert przyjedzie Perrie. Tak bardzo za nią tęsknie. I wiecie co?

- No co? co?

- Czuję, że nadszedł czas... Chcę jej się oświadczyć.

- Dzisiaj? - Zaskoczył nas wszystkich, ale to było do przewidzenia, że prędzej czy później zostaną narzeczeństwem. Są dla siebie stworzeni i to jest pewne.

-  Jutro. Jutro jednodniowa przerwa. Emy, proszę, pomóż mi to jakoś zorganizować. Znalazłem świetny hotel. Mam pierścionek, spójrz...



- No śliczny, piękny.

- Jeszcze kwiaty, wystrój sali. Skromny, ale trzeba trochę przyozdobić. To raczej drobne rzeczy, ale ja się na tym nie znam. Kompletnie nie mam do tego głowy. Przyjadą rodzice moi oraz Pezz. Będziecie Wy i parę najbliższych znajomych. W sumie 25 osób. Dasz radę? Proszę.

 Małe kameralne przyjęcie wśród bliskich. Nic więcej.

- No oczywiście, ze Ci pomogę. Och, jak ja jej zazdroszczę. To takie słodkie.  O nic się nie martw, spokojnie.

*Godzinę później*

Od razu zabrałam się do roboty. Pochodziłam po mieście, zebrałam parę ulotek i wykonałam mnóstwo telefonów w tym czasie chłopcy mieli próbę. Zamówiłam ciasto, które gdybym miała gdzie i jak upiekłabym sama, no ale cóż... Obejrzałam salkę w zarezerwowanym przez Zayna hotelu. Przytulne pomieszczenie. Do jego różowych ścian będą pasowały fioletowe i niebieskie kwiaty, które zamówiłam w pobliskiej kwiaciarni. Bukiecik dla Edwards składa się z 21 czerwonych róż. Dlaczego akurat tylu? Sama nie wiem, może oznaczają wiek Pezz? Może 21 dzień miesiąca? Bo w taki wypadają owe zaręczyny... Wiem jedynie, że wygląda cudownie. Muzyką zajmie się znajomy chłopców. No w sumie wszystko już gotowe.

Wystarczy tylko jutro ogarnąć salę, przyozdobić i czekać na ten wielki moment.

*Dwie godziny później*

Weszłam do studia. Chłopcy bawili się w najlepsze. Ćwiczyli nową piosenkę, którą mieli zaprezentować dzisiejszego wieczoru. "Diana" - piosenka o dziewczynie takiej jak ty, która się okalecza, ale jest silna." - Tak mówi mi o niej Harry. Tylko, że ja wcale nie jestem silna. Owszem, jest coraz lepiej, ale... Dzwoniła moja mama - przekazała mi podwójne info - Adam się wyprowadził. No fajnie, ale chemia mojej siostrzyczki  nie przynosi rezultatów. Są przeżuty, nowotwór się nie wycofuje, wręcz przeciwnie - postępuje. Tracę ją, tak szybko ja tracę. A na mojej ręce zaistniała nowa ranka. W sumie nie ma się czym chwalić. Mało brakowało, a pojawiłaby się i druga, ale przypomniałam sobie słowa Hazzy i się powstrzymałam. Godzinę później chłopcy skończyli próbę. Zayn, Louis, Liam i Niall przyspieszyli kroku w drodze na stadion, na którym będą dzisiaj śpiewać, gdy ujrzeli, że Harry mnie obejmuje i zatrzymuje w miejscu. Dali nam trochę czasu sam na sam. Moje słoneczko skumało, że coś jest nie tak. Opowiedziałam mu wszystko. Prawie, bo nie przyznałam się do cięcia. Nie mogłam mu tego zrobić. Nie chciałam, żeby był na mnie zły. Skutecznie mnie pocieszył, a podczas koncertu zadedykował mi swoją solówkę w WMYB. Ogłosił, że jesteśmy razem.
~~ Zgasły światła, na scenę wkroczył Harry ciągnąc mnie za nim za rękę. Nie wiedziałam, że to będzie tak wyglądać.
Myślałam, że po prostu powie, że jest ze mną w związku czy coś, a on, a on... Kiedy już byliśmy na scenie powoli zaczęły zapalać się kolejne światła, z głośników leciała ledwo słyszalna muzyka.

- Kochani, chciałem Wam przedstawić moją muzę, dziewczynę, która daje mi codziennego kopa do pracy, chęci do życia, która mnie wspiera, kocha, rozumie i co najważniejsze - toleruje wszystkie moje niedoskonałości. - Zaśmiał się, ale czy on musi mnie tak zawstydzać? Pytam się po raz setny... Z sali dobiegły nas głosy niezadowolenia.

- Bardzo zależy mi też na tym, abyście ją zaakceptowali. Musicie zrozumieć, że jest dla mnie ważna i kocham ją całym sercem, ale o Was Directioners nie zapomnę. Directioners przez duże 'D', bo tak Was postrzegam. Jako ludzi o wielkim sercu, wierzę w Was. - Rozległy się oklaski. Zrozumieli? Są ze mną? Są z nami? Jedna łza, druga łza, trzecia, cały potok i to przy ludziach. To łzy szczęścia, tak, nie przejmujcie się tym. Jestem szczęśliwa... - Dziękuję kochani, dziękuję. - Harry powiedział jeszcze jak się nazywam, skąd pochodzę i takie tam duperele... ~~

Poznałam też Perrie, to urocza i bardzo miła blondyneczka. Cieszę się, że mogłam pomóc w planowaniu zaręczyn dla niej.

                                            ***

Położyłam się dzisiaj szybciej. Kiedy tylko przymknęłam oczy zobaczyłam Nadię... Słone łzy delikatnie spływały po moich policzkach prosto na poduszkę, która po chwili już była wilgotna. Moje życie to jedna wielka porażka. Włożyłam słuchawki do uszu, puściłam 'My immortal' i odpłynęłam w krainę błogiego snu.



Dziękuję za komentarze pod poprzednim wpisem` :) Są one dla mnie bardzo ważne, ponieważ niezwykle motywują i dają poczucie, że jednak kogoś obchodzi to co piszę ;p
A zatem - proszę o następne: Ktoś, coś? Może jakiś komentarz? XD