sobota, 21 grudnia 2013

Chapter 5

Witam, chyba już ostatnim przed świętami rozdziałkiem, więc na wstępie chciałam Wam życzyć:
Zdrowych, spokojnych i wesołych Świąt spędzonych w miłej atmosferze, wśród rodziny oraz szampańskiego nastroju w sylwestra. Szczęśliwego Nowego Roku. Nie zapomnijcie tez, że nasz kochany Loulou ma urodzinki :) Wszystkiego dobrego, kochani xx

 - Hey mała i wow, wyglądasz świetnie -

przesłał mi szczery uśmiech Hazza. Nie przyszedł sam, przyprowadził Niall'a i Liam'a. Świetnie nam się rozmawiało. Liam był strasznie miły i sypał kawałami jak oszalały. W miłej atmosferze zjedliśmy obiad i udaliśmy się do pokojów hotelowych.

 

***


Dochodzi 17.35. Muszę się zbierać na rozmowę kwalifikacyjną. Supermarket "Hipcio"... Uff... Raz się żyje...

- Pani Emilia, lat 17, miejsce zameldowania: Polska, Wrocław... bla, bla, bla.... brak jakiegokolwiek doświadczenia - po godzinie zakończyła się jakże fascynująca rozmowa, przegraną z mojej strony. Nie dostałam tej pracy. Moja ostatnia deska ratunku to hipermarket "Suzan". Tak, ostatnia, bo poprzednią, czyli drugą na dzisiaj zaplanowaną, odwołano. Znaleźli już kogoś. Jestem na straconej pozycji, powoli zaczynam wątpić w moje lepsze, odmienione 'new life'. Jestem urodzona pesymistka - wieem too...

 

***


Wieczorem znowu zadzwonił telefon.
- Głuchy - mruknęłam pod nosem. Już miałam nacisnąć czerwoną słuchawkę, kiedy coś kazało mi przejechać palcem po przycisku odbioru.

- Słucham - powiedziałam pewnie. *cisza* - Hallo ! - ponowiłam próbę. *cisza* - Kurwa hallo! Odezwij się, to nie jest śmieszne! - powiedziałam już nieźle wkurzona.

- Hej... T-to... T... To ja Nadia. - osoba po drugiej stronie słuchawki z trudem wypowiadała kolejne słowa. To moja siostra. Starsza siostra, która rok temu

wyprowadziła się z domu.

- Zatkało mnie, bo... no bo... No skąd masz mój numer?

- Od Karoliny - no tak, przecież mogłam się domyślić - Muszę p... powiedzieć Ci... coś... ważnego...

- No słucham, co to takiego?

- Hyyy... ... Jestem chora na białaczkę. Dowiedziałam się o tym dwa tygodnie temu. Za trzy dni mam pierwszą operację. Jest 40% na to, że przeżyję. - te słowa

wypowiedziała na jednym tchu, tak jakby chciała je jak najszybciej z siebie wyrzucić. A ja zamarłam. Wszystko się pieprzy.  Całe życie mi się wali. Nie mogę w to

uwierzyć.

- ...

- Emilka? Jesteś tam jeszcze?

- T-tak. Jestem. Nie wiem co mam powiedzieć. Wiem jednak, że jestes dzielna, silna i dasz radę. Na pewno.

- Tak bardzo chciałabym cie teraz przytulić, chciałabym móc miec cię przy sobie.

- Wiem kochanie, wiem - do oczu napłynęły mi łzy. Tylko nie teraz. Proszę, nie teraz... - Ja też, ale wybacz mi, bo nie mogę teraz przylecieć do Polski. Nie teraz, nie

mam kasy...

- Rozumiem...

- Wiedz, że duchem jestem cały czas z tobą, myślę i kocham cię.

- Dziękuję. Ja ciebie też. Muszę kończyć. Odezwij sie, proszę.

- Oczywiście, obiecuję. Pa... Trzymaj się...

- Cześć.

*Koniec rozmowy*

Była zawiedziona moją postawą. Słyszałam to w jej głosie. Jestem głupia, przecież ona ma tylko mnie, tylko ja mogę jej pomóc, tylko ja... Jeju, jest mi trudno opisać

co teraz czuję... Hmmm... Te głuche telefony - dzwoniła w nocy, bo jest inna strefa czasowa. No tak. Jeden problem z głowy. Teraz drugi, poważniejszy - 40% na to, że

przeżyje? Więc 60 na to, że... że... umrze? Nie, to nie może być prawda. Ciekawe czy mama o tym wie.      


NASTĘPNEGO DNIA

Wstałam, przejrzałam się w lustrze. Wory pod oczami, twarz zapuchnięta. Przepłakałam całą długą noc. Nie mogę się pozbierać. Usiadłam na fotelu i zamknęłam oczy, które

jeszcze mnie piekły. Zaczęłam cicho szlochać. Chciałam się odprężyć, chwilę odpocząć. Nie umiałam.  Myślałam o Nadii, mojej matce, o rodzinie, która tak nie wiadomo

kiedy się rozpadła. Dlaczego  nie może być teraz przy mnie taty? On zawsze wiedział jak mi pomóc. Wiedział jak pocieszyć. Sięgnęłam po telefon i wybrałam pewien numer.

- Słucham?

- Mamo, to ja, Emilia. Jestem w Londynie, nie martw się o mnie, nie szukaj mnie i zajmij się Nadią. Ona cię teraz potrzebuje, zadzwonię wkrótce - rzuciłam oschle na

jednym wdechu i rozłączyłam się nie zważając na to, czy osoba po drugiej stronie chciałaby coś dodać.

 

***


Wzięłam prysznic i w miarę się ogarnęłam. Nałożyłam 'tapetę', która postarzyła mnie o kilka lat, ale i tak wyglądałam o wiele lepiej. Włosy zaczesałam przez czoło tak,

że wyglądały jakbym miała grzywkę. Nawet mi się to spodobało. Ubrałam krótszą sukienkę i czarne grubsze rajstopy. Chciałam usiąść wygodnie na łóżku i pewnie wtedy

znowu zaniosłabym się płaczem z bezsilności, gdyby nie pukanie do drzwi.

*
- Zamknij się! Siedź cicho!

- Na pewno jej nie ma.

-  Jest, mówię ci, że jest. Nie marudź! *


Po drugiej stronie drzwi usłyszałam przekomarzanie się dwóch chłopaków. Nie trudno się domyślić, że to Niall i Harry. Nie otworzę im. Wyglądam jak z krzyża zdjęta.
Siedziałam cicho aż sobie poszli.

 

 

 

wtorek, 3 grudnia 2013

Chapter 4

Przepraszam za tę dłuugą przerwę - dużo się u mnie ostatnio działo. Mnóstwo nauki i wgl. Nie miałam czasu, ale teraz cała się oddaję Wam ;)

  Ps.: Przepraszam za dziwne (?) rozmieszczenie tekstu :)

Ja znowu musiałam się jakoś wywinąć, bowiem nie było mnie stać na takie luksusy...

 *Oczami Harry'ego* 

Właśnie wracałem od Niall'a, kiedy w drzwiach wyjściowych hotelu spotkałem Ellie. Nie. Zaraz. Emily.  

 Uśmiechnąłem się sam do siebie. No miałem szczęście. Właśnie wybierała się na obiad. Zaproponowałem jej wyjście do restauracji za rogiem, jednak mała skutecznie się wykręcała. Nie mogłem się poddać. Od ostatniego -  i zarazem pierwszego spotkania - ciągle o niej myślę.

- Nie daj się prosić. Nalegam. Zaciągnę cię choćby siłą. Nie martw się o pieniądze. Ja płacę.

- Dobrze, ale musisz wiedzieć, że jest mi strasznie głupio, ale i miło :)

- Nie Emily, to mi jest miło. W końcu zjem obiad w towarzystwie i to nie byle jakim. - w tym momencie zarumieniła się słodziutko. Chyba ja zawstydzam.


*Oczami Emily*

Miałam jakiś wybór? Może tak, a może nie. Zgodziłam się i nie żałuję. Spędziliśmy ze sobą jakieś trzy godziny, podczas których lepiej się poznaliśmy. Styles jest jak detektyw. Dosłownie. Potrafi podstępem wyciągnąć ze mnie najbardziej poufne informacje. Węszy tam, gdzie nie powinien. Jejć, jak on na mnie działa. Dowiedział się o mojej sytuacji rodzinnej i finansowej i obiecał, że jeśli nie uda mi się znaleźć pracy to coś wymyśli, uruchomi swoje znajomości. Wymieniliśmy się numerami telefonów i umówiliśmy na jutro na obiad w tym samym miejscu o 15.00. One Direction ma parę dni wolnego. Myślę, to znaczy mam nadzieję, że spotkam się ze Styles'em i Horan'em jeszcze nie raz, a kto wie? Może poznam resztę 'bandy'? Ciekawie czy są równie zakręceni.                                  Rozbawiona spojrzałam na zegarek - dochodziła 16.00.

- Musze lecieć do pracy.

- Do pracy? - Na jego czole pojawiła się długa zmarszczka, a usta ułożyły się w wąską linię, był zmieszany.

- Tak, na razie rozdaję ulotki.Reklamuję kosmetyki, perfumy itp.

- No szkoda księżniczko.  Pamiętaj o jutrze. Już nie mogę się doczekać. - delikatnie musnął mnie w policzek, który po chwili - jak poczułam - oblał się rumieńcem. Znowu.

 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

- Emily, tak? Na początek musisz rozdać tylko 100 ulotek. Załóż też tę czapkę z logo firmy.

- Oczywiście. Nie ma sprawy. Dziękuję za szansę i do zobaczenia.                                   Po drodze zwiedzę Londyn,

 może poznam kogoś ciekawego... Tutaj ludzie zazwyczaj bardzo się spieszą, trudno będzie mi wcisnąć komuś niepotrzebny zadrukowany na kolorowo świstek papieru, hmmm... Powciskam je za wycieraczki samochodów. Tak. To dobry pomysł.  Tak myślę.                                                                                          

2 h później.     

                                                                                                             Ulotki rozdane. Dostałam za to pierwszą 'wypłatę', za którą zdołałam kupić chleb, kiełbasę, masło oraz herbatę. Na tyle mi starczyło. Całkiem nieźle. Jutro pójdę przed obiadem, aby móc za siebie zapłacić. Głupio się czuję, gdy robi to ktoś za mnie. Tym bardziej ktoś, kogo prawie nie znam. 

Teraz mam czas na przemyślenia. 
Zastanawiam się bowiem czy zadzwonić do mamy. Hmmm... Chyba nie jestem jeszcze na to gotowa. Strasznie się boję. Kiedy indziej. Kwestia mieszkania: widziałam parę ogłoszeń, a szczególnie zainteresowało mnie jedno - 2 pokoje, mała łazienka i kuchnia. Przytulne mieszkanko na parterze jednego z osiedlowych bloków i to całkiem tanio. Rozmawiałam już z właścicielem. Miły starszy pan muszę mu tylko przedstawić zaświadczenie stałego dochodu... I tu się na razie zatrzymajmy. Pierwsze rozmowy kwalifikacyjne już jutro. Jestem podekscytowana i jednocześnie strasznie zdenerwowana. Co  jeśli się nie spodobam? 

Miałam jeszcze trochę spraw do omówienia sama z sobą, jednak byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem kiedy odpłynęłam do krainy Morfeusza i to na fotelu, trzymając w ręce puszkę orzeszków ziemnych. Obudził mnie telefon. Głuchy telefon. Dochodziła godzina pierwsza nad ranem. Szybko przebrałam się w piżamę, pozbierałam rozsypane na podłodze orzeszki, nastawiłam budzik na 8.00 i poszłam spać. Do łóżka - jak należy. Resztę nocy przespałam z małymi przerwami. Co chwilę budziłam się myśląc o kolejnych dniach i o głuchych telefonach, które dzwoniły jeszcze dwa razy...

 

Następnego dnia


Wstałam rano, lekko mówiąc wkurwiona, bo nie wyspana, a niewyspana lub głodna Emy to zła Emy ;c Uzgodniłam z szefem, że rozpocznę pracę o godzinie 10.00 i już o 13.00 odebrałam wypłatę. Była nieco większa niż wczoraj, bo dostała większy przydział ulotek, ale jak już powiedziałam - nieco.

Teraz już tylko 1,5 godziny dzieli mnie od spotkania z loczkiem. Gorączkowo poszukuję teraz ubrań. Chcę wyglądać hmmm... ładnie? Pociągająco? Chcę mu się podobać. Zależy mi na tym. Na łóżku ułożyłam jasne rurki z motywem flagi brytyjskiej na tylnej kieszeni, białą koszulę z podwijanymi rękawami i czarne koturny. Mój strój wyglądał przebosko. Byłam z siebie dumna. Tym razem nie wyprostowałam włosów - wręcz przeciwnie - zakręciłam je.

....